Długo wyczekiwana aktualizacja najpotężniejszej maszyny dostępnej w portfolio Apple, została oficjalnie zaprezentowana wraz z cenami. Osoby, które bardzo dużo pracują z obróbką video oraz dużą ilością zdjęć czy muzyki będą zadowolone, natomiast dla zwykłego zjadacza chleba ten potwór, po pierwsze nie jest osiągalny ze względu na cenę, która w Polsce zaczyna się od 13 tys złotych, a druga sprawa nie byli by wstanie wykorzystać potencjału jaki drzemie w tym urządzeniu.
Nie będę się rozpisywał o parametrach jakie ma ten komputer, to każdy może przeczytać na oficjalnej stronie Apple. Osobiście taka koncepcja komputera trochę do mnie nie przemawia. Możliwe, że zostały mi przyzwyczajenia z dawnych lat kiedy kupowało się sporą obudowę do komputera aby można było w niej zainstalować kilka dysków, łatwo i szybo dostać się do wnętrza aby wymienić kartę graficzną, bądź dołożyć kolejny dysk. Było to spowodowane tym aby ograniczyć kable wiszące wokół komputera. Teraz otrzymujemy komputer, który ma tylko 256GB i nie mamy jak włożyć samodzielnie większego dysku, wszystko poprzez zewnętrzne porty. Apple chyba za bardzo skupiło się na wyglądzie tego sprzętu. Kupując komputer do pracy przez duże „P” nie będziemy mieć czasu aby podziwiać jak piękna jest obudowa i ślicznie święcą diody, ten komputer ląduje pod biurkiem i ma dawać nam przyjemność z pracy, ma być wołem roboczym, który pociągnie każde zadanie, jakie mu damy.
Wiem nie jestem potencjalnym odbiorcą tego sprzętu, może dlatego tak sceptycznie podchodzę do całości. Jednak mimo to, że nowy Mac Pro, stał się „zadbanym mężczyzną” który używa kremików i chodzi do kosmetyczki, a zarazem potrafi wziąć siekierę i wyrąbać pół lasu, jeśli będzie potrzeba.